Misja: Ziu Takakita

Misja wykonana
Misja wykonana

Od trzech tygodni, co niedziela rano, chodzimy z Mikołajem na ściankę wspinaczkową do Fortecy. Wszystko za sprawą projektu „Mały olimpijczyk„, realizowanego przez Stowarzyszenie Zacisze przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego.

Raz nawet w przeszłości byłem z Mikołąjem na ściance, ale zawsze było coś innego do zrobienia, żeby to powtórzyć. No a teraz przez 20 tygodni Mikołaj będzie pod okiem instruktora rozwijał swoje umiejętności wspinaczkowe. Najbardziej mnie cieszy, że z wielką chęcią na te zajęcia chodzi

Tydzień temu instruktor poprosił, abyśmy przynieśli jakieś autko, aby Mikołaj miał dodatkową motywację do wspinania i konkretny cel. W czwartek, 3 dni przed zajęciami zapytałem Mikołaja, jakie auto wezmiemy na wspinaczkę. Nakreśliłem mu, że będzie się wspinał, aby uratować to auto. Mikołaj zdecydował że zabieramy Ziu Takakita. W sobotę chciałem się upewnić, czy nie zmienił zdania. Wtedy okazało się że dorzucił jeszcze 16 aut i oświadczył że to będą jego fani i będą patrzyć jak ratuje ZIU.
Trochę zaniemówiłem, ale się cieszyłem że przenosi historie z czytanych książek do rzeczywistości(konkretnie Złomek jego Bujdy na resorach) i to nawet nie wprost, ale jako inspiracja. Ostatecznie stanęło na 8 fanach.

A jak wygladała Misja ratunkowa (było ich 4), zobaczcie sami.

Muzykanci z Bremy

muzykancizbremyOstatnio „wpadł nam w ręce” film z zajęć terapeutycznych Mikołaja z wolontariuszką mosTY – Anią. Praca Ani była mocno nakierowana na rozwój zabawy u Mikołaja. Ania miała do tego swietne predyspozycje.

Mikołaj od 2 lat uczestniczy w projekcie mosTy, organizowanym przez Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci Autystycznych „ZACISZE”. Projekt ten ma na celu znalezienie grupy wolontariuszy i przeszkolenie ich do pracy z dziećmi ze spektrum autyzmu. Wolontariusze Ci przychodzą przez rok do domu dziecka i realizują program terapeutyczny dziecka. Do Mikołaja w pierwszej edycji przychodziła Ania i Ola, a w mosTy 2 Dorotka i Justynka. Na początku dziewczynom było ciężko zaprosić Mikołaja do współpracy, ale z czasem Mikołaj tak zżywał się z wolontariuszkami, że nie chciał ich wypuścić do domu, a potem dopytywał się kiedy przyjdą znowu. Czas ten jest dobrze spędzonym czasem dla obu stron. Wolontariuszki mają możliwość zdobywania praktycznych umiejętności, a Mikołaj ma dodatkową terapią w domu.

Jak sie zawsze okazywało nie była to tylko praca. Obie strony budowały ze sobą silne relacje. Dzieki dużej inwencji dziewczyn Mikołaj chętnie wchodził z nimi do współpracy. Każda z naszych wolontariuszek dawała Mikołajowi wiele serca i zabawy, jednocześnie realizujac program terapeutyczny.

Niestety wszystko ma swój koniec, przynajmniej w wymiarze projektu. Chcielibyśmy Wam podziekować Aniu, Olu, Justynko, Dorotko, za wspaniałe chwile jakie z Wami przeżył Mikołaj, a dla nas za chwile oddechu. Każda z Was miała niepowtarzalny wkład w rozwój Mikołaja. Dziękujemy. Cieszymy się też, że obserwujecie dalszy rozwój „swojego wychowanka”. Do zobaczenia.

Poniżej próbka niesamowitych rzeczy, jakie robiły dziewczyny. Zapraszamy na film Muzykanci z Bremy


P.S. Przed nami nowe doświadczenia w mosTY 3

1% podatku za 2011 rok. Serdecznie dziękujemy

Serdecznie dziękujemy wszystkim 107 osobom, które w roku 2012 przekazały swój 1% podatku na rzecz dalszego leczenia i rehabilitacji Mikołajka.
Wpływy z 1% umożliwią sfinansowanie dodatkowej terapii dla Mikołajka w wymiarze 3 zajęć tygodniowo, przez rok (52 tygodni).

 To już trzeci rok, kiedy Mikołaj dostaje 3 godziny ekstra. Wasza pomoc to realne zajęcia terapeutyczne Mikołaja, które jeszcze przez długi  czas muszą być realizowane w celu wyrównywania deficytów rozwojowych.

Teraz przygotowujemy Mikołaja do szkoły integracyjnej. Jeszcze 3 lata temu myśleliśmy o szkole specjalnej. Mikołaj robi tak niesamowite postępy, że niekiedy się zastanawiamy „kiedy on sie tego nauczył?”. Pójście do szkoły to bedzie kolejny etap w życiu Mikołaja. Pracujemy wraz z terapeutami nad tym, aby był jak najlepiej przygotowany.

Serdecznie dziękujemy.
Rodzice Mikołajka

Poniżej znajduje się lista Urzędów Skarbowych z których pochodzą osoby (dla nas anonimowe), które przekazały swój 1 % podatku dla Mikołajka:
Miasto – ilość wpłat
Bartoszyce  – 1
Chrzanów  – 1
Gdańsk  – 1
Gryfice  – 1
Inowrocław  – 1
Jarosław  – 2
Kielce  – 1
Kraków  – 61
Myślenice  – 1
Nowy Sącz  – 1
Pruszków  – 1
Rybnik  – 2
Sanok  –   – 13
Suwałki  – 1
Tarnobrzeg  – 4
Tarnów  – 1
Tomaszów Mazowiecki 1
Warszawa  – 8
Wieliczka  – 4
Wołomin  – 1

Pieniądze zostały w całości zaksięgowane na dedykowanym koncie dziecka w Fundacji „Zdążyć z Pomocą” w dniu 18.11.2012.

Przed szkołą

Obecnie Mikołaj nadal uczęszcza do przedszkola integracyjnego Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci „Chatka Puchatka”. Natomiast przygotowujemy go już do pójścia od września do szkoły integracyjnej do klasy „0”. W tym celu w porozumieniu ze szkołą nasz syn chodzi na zajęcia na 2 godziny raz w miesiącu, aby przystosować się do nowej sytuacji. W związku z tym potrzebuje nadal wsparcia i specjalistycznych zajęć terapeutycznych, aby zwiększyć jego samodzielność i gotowość szkolną. Codziennie po przedszkolu jeździ na zajęcia terapeutyczne, nierzadko do godziny 19:00. Przede wszystkim są to zajęcia z logopedami, którzy przygotowują Mikołaja do szkoły, ucząc go m.in. czytać, pisać i liczyć, psychologami i zajęcia grupowe nastawione na rozwój społeczny dziecka. Ponadto mając na uwadze zaburzenia sensoryczne dziecka musimy nadal kontynuować zajęcia z rehabilitacji ruchowej, SI i hipoterapii.

Od urodzenia Mikołaj ma słaby układ nerwowy w związku z tym po konsultacji z terapeutą SI i lekarzem syn ma prowadzoną  terapię czaszkowo-krzyżową, która stabilizuje ten układ.

Aby natomiast zniwelować nadwrażliwość słuchową u dziecka wprowadziliśmy terapię słuchową „terapeutyczne słuchanie” oraz muzykoterapię, która działa na dziecko odprężająco i relaksacyjnie.

 U Mikołaja cały czas obserwujemy pozytywne zmiany rozwojowe związane z oddziaływaniami terapeutycznymi oraz wychowawczymi. Jednocześnie nadal widzimy jego deficyty rozwojowe szczególnie w zakresie komunikacji i kompetencji społecznych (zwiększenie zakresu wiedzy społecznej, umiejętność zachowania się w grupie rówieśniczej, nawiązanie i podtrzymanie kontaktu z drugą osobą, umiejętności zabawy z innymi, przestrzegania reguł społecznych,). Mikołaj wymaga dalszej, systematycznej pracy terapeutycznej prowadzonej zarówno w formie terapii indywidualnej jak i grupowej oraz kontynuacji leczenia biomedycznego. Przed nami przygotowanie dziecka do nowego etapu jego życia – szkoły integracyjnej.

Poniżej próbka. Zajęcia logopedyczne w domu. Czytanie, analiza tekstu, pisanie odpowiedzi i „dyskusje” o tekście i wokół niego.

 

Wróżka Zębuszka

Mama zniszczyła ząb

We wtorek Mikołajowi zaczęła się ruszać dolna jedynka.  Zaczęło się. Chociaż ząb dopiero się rusza, Mikołaj krzyczał:

-Wypadł mi ząb, jak Leonowi!!!

W środę zorientowaliśmy się że z tyłu już rośnie nowy. Na razie Miki dawał sobie sprawdzać jak się rusza „stary”, ale powoli zaczynał tracić zaufanie do mamy,  która „kiwała” go na prawo i lewo, żeby w końcu wypadł.
W czwartek po przyjściu z pracy, Mikołaj oświadczył Mi podekscytowany i strasznie zadowolony, że
-„Mama zniszczyła ząb”.
I tak nie mamy dolnej jedynki. Mikołaj o dziwo jest zachwycony. Ach te dzieci, dopiero co ząbkował, a już mu zęby wypadają.
Nawet łatwo poszło. Mama wyrwała jedynkę przy czytaniu książeczki. Tak się zajął fabułą, że nawet nie zauważył. Jak my byśmy funkcjonowali bez książek:) Znieczulają każdą trudniejszą sytuację 🙂
Ponadto Mikołaj teraz po stracie zęba, twierdzi że jest już dużym chłopcem.
 
Gdy byłem w Poradni i opowiedziałem o naszych najnowszych przygodach, Monika zapytała:
– Czy będzie Wróżka Zębuszka ?
Tak szczerze mówiąc nie rozważałem pojawienia się Wróżki w  nocy, nie wiedząc czy dla Mikołaja to będzie fajne, zrozumiałe, etc. Ale Monika mnie szybko przekonała.
– Słuchaj on o tym będzie rozmawiał z dziećmi za pół roku, rok i co wtedy powie?
I to mnie przekonało.
Wieczorem włożyliśmy zęba do koperty z podpisem Mikołaj Zagól, aby wróżka wiedziała czyj to ząb, a Mikołaja poinformowaliśmy że jak będzie spał to przyjdzie do niego Wróżka Zębuszka.
O jak się cieszył!!! Zaraz zakopał się w pościeli i oświadczył że on już idzie spać.  Strasznie był tym podekscytowany. Nawet zapytał:
-Mamo, czy ty będziesz wróżką?
Ale wyjaśniliśmy mu że to taka Wróżka ze szkoły wróżek.
Po przebudzeniu dzisiaj, Mikołaj sprawdził czy Wróżka była. No i była. Nawet zostawiła na kopercie wiadomość:
 
Pozdrawiam Cię.
Wróżka Zębuszka
 

„Czyja babcia” i życie

Ania kupiła jakiś czas temu książeczki lekko rzecz ujmując, trochę kontrowersyjne na pierwszy rzut oka. Chodzi o serię książeczek dla najmłodszych, stworzoną przez popularną szwedzką autorkę i ilustratorkę Stina Wirsén. Bohaterem jest  postać misia, która stawiana jest w  różnych sytuacjach, z jakimi na co dzień spotyka się dziecko. Miś musi poradzić sobie z trudnymi emocjami. Miś bywa wściekły, samotny, zazdrosny, smutny albo uważa, że tylko on ma rację… Generalnie życie. Więc dziecko oswaja się z uczuciami zazdrości, złości, wymiotami.  Na dodatek autorka niczego nie tłumaczy, po prostu ukazuje codzienne zdarzenia, a wnioski nasuwają się same.

No właśnie same, jak same. Generalnie męcz się rodzicu sam i tłumacz dlaczego dziewczynka zwymiotowała i że wymiotowanie nie jest fajne. A jak masz dziecko z wyzwaniami rozwojowymi to musisz się nieźle nagimnastykować.

Kiedy czytaliśmy Mikołajowi po raz pierwszy „Czyja babcia”, „Kto jest samotny” jakoś mu nie przypasowały. Ale odkąd sam zaczyna czytać samodzielnie, książeczka mocno przypadła mu do gustu. No i zaczął nie tylko utożsamiać się z misiem, ale używać jego słownictwa. Szczególnie jedno słowo. Aby nie zdradzić się, odkryjecie to słowo w tej opowieści z dzisiejszego popołudnia.

Scena: chłopcy grają w piłkę w parku. Druga piłka leży gdzieś z boku. Mikołaj jeździ na rowerze. Mikołaj podchodzi do piłki i zabiera ją, i chce sobie wozić w koszyku rowerowym. Tata reaguje. (zachowania społeczne najlepiej trenować w terenie)

-Mikołaj, jak chcesz pożyczyć piłkę to idź do chłopca i zapytaj czy możesz pożyczyć.

Mikołaj wpada miedzy grających, podchodzi do o dwie głowy wyższego i dwa razy szerszego od siebie chłopca i pyta:

-Czy mogę pożyczyć piłkę?

– Nie – odpowiada chłopiec stanowczo

– Mikołaj, chłopiec nie chce ci pożyczyć piłki. Chodź idziemy dalej – staram się ratować sytuacje, ale wariant B z pożyczaniem już przerabialiśmy. Ale Mikołaj nie daje za wygraną i głośniej pyta też stanowczo (dodam, że chłopaki przestali grać)

-Czy mogę pożyczyć piłkę?!

– Nie – odpowiada znowu chłopiec i mecz zaczął się kontynuować a chłopiec odbiegł szybko  na jakieś 5 metrów.

– Głupi, głupi chłopiec – rzekł Mikołaj. Wyglądało że chłopiec mógł to usłyszeć, bo patrzył trochę dziwnie w moją stronę, więc aby zapobiec bójce, zawołałem Mikołaja i pojechaliśmy dalej. Oczywiście ja zdębiałem, słysząc co mój syn sądzi o postawie chłopca.

Tłumaczeniem użycia słowa głupi, głupia zajmuje się Ania, bo to już nie pierwszy raz jak Mikołaj go używa. Raz świadomie,  a raz dla zabawy. Teraz jak wie co słowo oznacza, musimy go uczyć, jakie to konsekwencje niesie za sobą i co może czuć druga osoba.

Jeśli ktoś jest ciekawy serii o misiu, polecam recenzję Patrycji Michońskiej w Radiu RMF Classic.

Może za bardzo samodzielny

Mikołaj. (Dworek Białoprądnicki w tle)

Po powrocie do domu trudno było Mikołajowi zaakceptować brak ciągłego ruchu, wyjść i atrakcji. Dobrze, że chociaż jeszcze przez tydzień czynne było jego przedszkole, to trochę zamortyzowało zmiany.

Oczywiście na ile to możliwe staram się po pracy codziennie wychodzić z Mikołajem na dłuższe lub krótsze wycieczki, często na rowerze.

Niedaleko od nas jest park przy Dworku Białoprądnickim, wiec często tam chodzimy, a Miki może bezpiecznie jeździć tam na swoim rowerku.

Któregoś razu jak zwykle Miki trochę pojeździł po parku ( ja już teraz z oddali go śledzę, ale tak żeby nie zniknął mi z oczu), trochę pobawił się na placu zabaw, a później zaparkowaliśmy rowerek przy Dworku i myślałem, że pobiega sobie jak zwykle po tarasie, poprzyciska się między stolikami, drzewkami i ruszymy dalej:)  Na chwilę przystanąłem, żeby przeczytać ogłoszenie, patrzę a Mikołaja nie ma. Rozglądam się, wołam – nic. Obszedłem budynek dworku naokoło – dalej nic – Mikołaja nie ma. Już zacząłem się denerwować i zastanawiać gdzie Miki mógł pobiec. Patrzę rowerek stoi tam gdzie go zaparkowaliśmy, ale Mikołaja ani śladu. Pomyślałem, że nie będę się oddalał zbytnio od rowerku, bo Miki prędzej sobie o nim przypomni, niż o mnie. Nie chciałem też wchodzić do różnych pomieszczeń w dworku, żeby się z Mikim nie rozminąć i wcale też nie miałem pewności czy tam jest. W ogóle już byłem bardzo mocno zdenerwowany i przestraszony!!!

Nagle patrzę, a Miki jak gdyby nigdy nic wybiega z restauracji (restauracja jest w podziemiach Dworku) , podbiega do rowerku i zadowolony chce jechać dalej.

Więc pytam:

– Miki gdzie byłeś?

– W restauracji

– A po co tam byłeś?

– W toalecie

Osłupiałem. Nigdy nie korzystaliśmy w tej restauracji z toalety. W ogóle nie wiedziałem gdzie tam jest toaleta. I w ogóle nie miałem pewności czy Mikołaj mówi prawdę czy wymyślił to sobie widząc moją groźną minę. Więc oczywiście postrofowałem Mikołaja, że samemu nie wolno się oddalać od taty i trzeba mówić jak się chce iść do toalety, a do restauracji i innych miejsc nie wolno chodzić samemu. Miałem nadzieję, że zapamięta.

Po powrocie Miki zadowolony opowiedział swoimi słowami mamie co się stało i czego nie wolno mu robić.

Za kilka dni podobna sytuacja. Znowu jesteśmy w parku, rowerek zaparkowany przy Dworku. A Miki tym razem pyta: Tato, czy mogę iść do restauracji, do toalety?

Droga do toalety

Wiec chwalę Mikołaja, że zapytał i idziemy razem. Okazało się, że Miki świetnie znał drogę do toalety, więc za pierwszym razem mówił chyba prawdę.

Mam nadzieję, że Miki zapamięta z tej sytuacji, że samemu nie oddalamy się od rodziców na spacerze i mówimy o toalecie. A dla nas to informacja, że wiele sytuacji musimy jeszcze przerobić żeby Miki zrozumiał podstawowe zasady społeczne, żeby bezpiecznie mógł funkcjonować w świecie.

Wakacyjne atrakcje – Rewa i okolice (cz. 2)

Pogoda nie wydawała się w tym dniu odpowiednia do plażowania.

Decyzja: Eksperyment w Gdyni.  Centrum Nauki EXPERYMENT  jest czymś podobnym do Ogrodu Doświadczeń w Krakowie, z tym że ekspozycje dla odkrywców prawa fizyki i przyrody są w pomieszczeniu zamkniętym. Ponieważ krakowski Ogród Doświadczeń bardzo się Mikołajowi podobał, dlatego liczyliśmy że Experyment też mu się spodoba. I nie przeliczyliśmy się. Już wcześniej nas zadziwiła Mikołaja otwartość do poznawania „co i jak”

Niezaprzeczalnie najbardziej podobał się Mikołajowi, symulator studia telewizyjnego, gdzie jak w telewizji podmieniane było tło na którym „prezenter” jest widziany. Duże wrażenie na nim zrobiło jak robi się wiatr, stanie wewnątrz szklanej bańki, czy wyciskanie kształtów w ramie naszpikowanej plastikowymi igłami. Trudne, i trochę niezrozumiałe były jeszcze wszystkie stanowiska optyczne z rozdzielaniem światła.

Naszą nauką z tej wycieczki na pewno jest to, że Mikołaj jest otwarty na poznawanie i sprawia mu to wiele radości. IMG_0773

Wyjście do Akwarium Gdyńskiego było dla Mikołaja również fascynujące, szczególnie w nowej części, gdzie panowała mnogość ryb. Chyba największe wrażenie zrobiła na nim rozpłaszczona na szybie ośmiornica, która powoli zmieniała swoją lokalizacje. Nie mógł od niej oderwać oczu. Ciekawym wrażeniem sensorycznym była tzw. Sala mokra, gdzie można było dotknąć pływające ryby. No szkoda, że nie było tutaj pingwinów. Na nas wrażenie zrobiły pływające rekiny i piękne rafy koralowe.

Ponieważ pogoda nas nie rozpieszczała, mieliśmy jeszcze kilka planów awaryjnych. Tym razem plac zabaw Loopy’s World w Gdańsku to 3000 m2 powierzchni do zabawy ze zjeżdżalniami, trampolinami, tunelami i przejściami, a co najważniejsze to wspólna zabawa dzieci wraz z opiekunami. Tak więc Mikołaj przedzierał się przez gąszcz tuneli, a ja za nim. Świetna zabawa i patrząc po innych,  nie wiem czy rodzice nie mieli niejednokrotnie większej frajdy od dzieci. Mikołaj uwielbia takie miejsca, ale jak zobaczył ogrom tego placu zabaw, to był wyraźnie oszołomiony. Ale szybko zaczął rozpoznawać teren. Po godzinie był cały mokry, a po 1,5 po prostu ustał ze zmęczenia. Zresztą ja też. Polecam wszystkim będącym w Gdańsku.

Nasze wyjazdy na turnusy mają nie tylko na celu kontynuację terapii w wakacje, ale otwieranie Mikołaja na nowe wrażenia i bodźce. Właściwie to już nie musimy go na nie otwierać, bo wszystkie nasze propozycje przyjmuje z radością. A możliwość spędzania z dzieckiem 100% czasu, zaplanowanego i niezaplanowanego, powoduje że Mikołaj rozwija się zdecydowanie szybciej. Co widać zawsze po powrocie z wakacyjnych turnusów.



[Eksperyment – wyciskam kształty]



[Eksperyment – najpierw zrobię sztorm, a potem wejdę do bańki mydlanej]



[Eksperyment – symulator studia telewizyjnego]



[Eksperyment – Komnata Amesa: raz większy, raz mniejszy]

Duma taty

rowerekMZTo miał być wpis na Dzień Ojca, ale 23 czerwca już dawno za nami…

Na dzień ojca dostałem najwspanialszy prezent jaki sobie może ojciec dziecka wymarzyć. Mikołaj nauczył się jeździć na rowerze na 2 (dwóch) kółkach. Więcej, jest zachwycony nowa umiejętnością. No, ale od początku.

Nasza przygoda z rowerem zaczęła się w czerwcu 2010, kiedy zakupiliśmy Mikołajowi rower. Mikołaj nie chciał jeździć wogóle na 4 (czterech) kółkach. Nie interesowało go ani kręcenie pedałami, ani jazda na rowerze. No, ale nauczyć jazdy na rowerze Mikołaja chcieliśmy z podstawowego powodu. Mikołaj powinien opanować tą czynność aby nie odstawać od jeżdżących chłopaków w jego wieku, nie wspominając o aspektach ćwiczenia równowagi, motoryki, integracji sensorycznej, itd. Nie było łatwo. Uczyliśmy go z Anią w dwoje. Ja trzymałem z tyłu drążek aby popychać rower, a Ania przytrzymując mu stopy, pedałowała z nim. Po tygodniu na tyle, ruch nogami wszedł mu w krew, że na placu boju zostałem ja i Mikołaj. Ponieważ nóżki były słabe, trzeba było go nieraz popychać. To co Mikołaja przekonało do jazdy na rowerze (jeszcze wtedy na 4 kółkach), to to, że poczuł że może decydować gdzie jedzie i że przestrzeń którą może eksplorować jest znacznie większa. Szybko więc zakupiłem bagażnik na dach samochodu i teraz na spacery rower jechał na dachu, a po dojechaniu na miejsce docelowe, np. park AWF lub Park Jordana, Mikołaj wykorzystywał rower do przemieszczania się z palcu zabaw na plac zabaw. Rower pojechał nawet na wakacje nad morze do Sztutowa, aby „dobrą passę” podtrzymać.

Po wakacjach 2010 Mikołaj już swobodnie i zadowoleniem jeździł na rowerze. I w 2011 również rower często nam towarzyszył. Do jesieni…..

Mikołaj miał już 5 lat skończone i sąsiad widząc mnie i jadącego Mikołaja na 4 kółkach powiedział nie mniej ni więcej. „Sąsiad, przecież to już duży chłopak, trzeba odpiąć boczne kółka”.

NO właśnie. No i odpiąłem. Chociaż już wcześniej, myślałem, że nauczenie Mikołaja jazdy na 2 kółkach to „Mission Impossible”, wiedziałem, że już czas podjąć to wyzwanie. Tamtej jesieni byliśmy na rowerze jeszcze tylko dwa razy. Mikołaj krzyczał, że „nie chce jeździć na rowerku”. Trudno mu było utrzymać równowagę, wywracał się mimo wsparcia z mojej strony. Mikołaj miał dziwny nawyk z jazdy na 4 kółkach gibania się w lewo i prawo, co mu przeszkadzało utrzymać równowagę. Totalnie nic nie szło. I ja i on byliśmy tak zdenerwowani nową sytuacją, że poziom nerwów i frustracji sięgał zenitu. Do tego stopnia, że raz Mikołaj rzucił rower, oznajmił że nie będzie jeździł na rowerze i idzie do domu. I poszedł. Na wiosnę 2012, było tak samo, a nawet gorzej. Po 3-4 próbach odpuściłem. Pomyślałem że przeczekam. Może później będzie gotowy, chociaż myślałem wtedy, że nigdy go w życiu nie nauczę.

Na szczęście w czerwcu z pomocą przyszedł Borys….

Przyjechaliśmy pod blok autem, Mikołaj wybiegł na parking i zobaczył 4 letniego chłopaka z drugiej klatki, Borysa, jak jedzie na rowerku 4-kołowym. Podbiegł do niego, Borys wtedy stał i Mikołaj zaczął ciągnąć za kierownicę, najwyraźniej chcąc przejechać się na rowerku. Już miałem mu przypominać formułę jak coś od kogoś pożyczamy, ale wpadłem na inny pomysł.

„Mikołaj, to jest rower Borysa. Ty masz swój rowerek. Jak chcesz pojeździć na rowerku to wyciągniemy go z wózkowni. Mikołaj chcesz jechać na SWOIM rowerku?”

-Tak.

I wyciągnęliśmy. Mikołaj zasiadł na 2 kołowym rowerku i pewnie ruszył, a ja go asekurowałem z tyłu za pomocą drążka. Zgodnie z umową zrobiliśmy 2 okrążenia wokół bloku. Pomimo paru wywrotek, spodobało mu się. Na drugi dzień kułem żelazo póki gorące, 2 okrążenia ze wspomaganiem wokół bloku. I tak co drugi, trzeci dzień. I udało się. Po jakimś 7 razie. Na początku przejeżdżał po 2-3 metry, potem więcej i więcej. Pozwalałem mu także na wywrotki w płoty i inne przeszkody, żeby nauczył się uwagi przy jeździe. I z nauką dla Mikołaja. Jak w ten dzień jechał na za szybko na rowerze przez próg zwalniający, to mówiłem mu, że jak nie zwolni to się wywróci. No i wywrócił się. Oczywiście krzyku było co nie miara. Ale na drugi dzień przy tym samym progu zwalniającym, zwolnił i przejechał bez problemu.

Powracając do początkowego wątku. Mikołaj nauczył się jeździć na rowerze właśnie w okolicy dnia ojca i to był najpiękniejszy prezent od mojego syna. Pomijam splendor i szacunek w otoczeniu. I tu uwaga, w oczach ojców. Tak właśnie, bo drogie Panie w tym sfeminizowanym świecie, rolą ojca jest nauczyć dziecko jazdy na rowerze. Każdy ojciec to wie, albo powinien wiedzieć. Ci którzy tego dokonali, wiedzą o czym mówię. I dlatego wielu z nich patrzyło na mnie wzrokiem zachwytu, niektórzy wprost werbalnie o tym mówili, u wielu widziałem wspomnienie tych chwil gdy oni uczyli tego dzieci.

Parę dni temu mijając jednego ojca (oczywiście Mikołaj obok, a ja asekuruje go jeszcze niekiedy drążkiem, aby nie wjechał w omijanych ludzi) usłyszałem: „To są najpiękniejsze chwile w życiu ojca”

Zresztą zobaczcie sami

Proszę Pana on jest jakiś dziwny

Wychodzimy z terapii czaszkowo-krzyżowej  idziemy na parking i wtem Mikołaj stwierdza, że poleci jeszcze na placyk zabaw. Kieruje się do piaskownicy w której siedzi grupka dzieci w jego wieku, wpada między nich, stwierdza , że to są jego przyjaciele, siada w środku i pyta: „w co się będziemy bawić ?” Dzieci są osłupiałe, patrzą zdziwione na siebie i nie wiedzą jak się zachować. Jeden z chłopców ma zeszyt i coś w nim pisze, więc Mikołaj go pyta: „Co robisz?” Nie wiem czy Mikołaj mówił mało wyraźnie i chłopiec nie zrozumiał czy specjalnie zignorował „intruza”. Muszę więc wkroczyć do „akcji”, zagaduję chłopca o szkołę i nawiązuje się rozmowa. Chwilowo sytuacja uratowana, Mikołaj jakoś bawi się w środku a ja rozmawiam z chłopcem. Ale nadszedł czas, że musimy wracać, więc mówię do Mikołaja żeby się pożegnał z dziećmi bo wracamy do domu. Myślałem, że powie im cześć i wyjdzie z piaskownicy ale nie Mikołaj (zgodnie z tym czego się go uczył na zjęciach) zaczął podchodzić po kolei do każdego z dziecka i podając mu rękę mówił „Cześć”. Dzieci po raz kolejny osłupiały, ale gdy do ostatniego chłopca powiedział: „Żegnaj, żegnaj” „Do zobaczenia” to już zdębiały. Na koniec chłopiec, który wcześnie ze mną rozmawiał stwierdził „Proszę Pana on jest jakiś dziwny”

Niby wszystko ze strony Mikołaja było poprawne. Zagadnął dzieci , chciał się z nimi pobawić, a na końcu pożegnał się,  ale nie wyczuł intencji dzieci.

P.S. Z drugiej strony na taką duża otwartość kontaktu z Mikołaja strony dzieci natychmiast się jakoś zablokowały. Brak mi było z ich strony zaproszenia do zabawy, zainteresowania kim jest. Może one też powinny chodzić na treningi umiejętności społecznych?