Duma taty

rowerekMZTo miał być wpis na Dzień Ojca, ale 23 czerwca już dawno za nami…

Na dzień ojca dostałem najwspanialszy prezent jaki sobie może ojciec dziecka wymarzyć. Mikołaj nauczył się jeździć na rowerze na 2 (dwóch) kółkach. Więcej, jest zachwycony nowa umiejętnością. No, ale od początku.

Nasza przygoda z rowerem zaczęła się w czerwcu 2010, kiedy zakupiliśmy Mikołajowi rower. Mikołaj nie chciał jeździć wogóle na 4 (czterech) kółkach. Nie interesowało go ani kręcenie pedałami, ani jazda na rowerze. No, ale nauczyć jazdy na rowerze Mikołaja chcieliśmy z podstawowego powodu. Mikołaj powinien opanować tą czynność aby nie odstawać od jeżdżących chłopaków w jego wieku, nie wspominając o aspektach ćwiczenia równowagi, motoryki, integracji sensorycznej, itd. Nie było łatwo. Uczyliśmy go z Anią w dwoje. Ja trzymałem z tyłu drążek aby popychać rower, a Ania przytrzymując mu stopy, pedałowała z nim. Po tygodniu na tyle, ruch nogami wszedł mu w krew, że na placu boju zostałem ja i Mikołaj. Ponieważ nóżki były słabe, trzeba było go nieraz popychać. To co Mikołaja przekonało do jazdy na rowerze (jeszcze wtedy na 4 kółkach), to to, że poczuł że może decydować gdzie jedzie i że przestrzeń którą może eksplorować jest znacznie większa. Szybko więc zakupiłem bagażnik na dach samochodu i teraz na spacery rower jechał na dachu, a po dojechaniu na miejsce docelowe, np. park AWF lub Park Jordana, Mikołaj wykorzystywał rower do przemieszczania się z palcu zabaw na plac zabaw. Rower pojechał nawet na wakacje nad morze do Sztutowa, aby „dobrą passę” podtrzymać.

Po wakacjach 2010 Mikołaj już swobodnie i zadowoleniem jeździł na rowerze. I w 2011 również rower często nam towarzyszył. Do jesieni…..

Mikołaj miał już 5 lat skończone i sąsiad widząc mnie i jadącego Mikołaja na 4 kółkach powiedział nie mniej ni więcej. „Sąsiad, przecież to już duży chłopak, trzeba odpiąć boczne kółka”.

NO właśnie. No i odpiąłem. Chociaż już wcześniej, myślałem, że nauczenie Mikołaja jazdy na 2 kółkach to „Mission Impossible”, wiedziałem, że już czas podjąć to wyzwanie. Tamtej jesieni byliśmy na rowerze jeszcze tylko dwa razy. Mikołaj krzyczał, że „nie chce jeździć na rowerku”. Trudno mu było utrzymać równowagę, wywracał się mimo wsparcia z mojej strony. Mikołaj miał dziwny nawyk z jazdy na 4 kółkach gibania się w lewo i prawo, co mu przeszkadzało utrzymać równowagę. Totalnie nic nie szło. I ja i on byliśmy tak zdenerwowani nową sytuacją, że poziom nerwów i frustracji sięgał zenitu. Do tego stopnia, że raz Mikołaj rzucił rower, oznajmił że nie będzie jeździł na rowerze i idzie do domu. I poszedł. Na wiosnę 2012, było tak samo, a nawet gorzej. Po 3-4 próbach odpuściłem. Pomyślałem że przeczekam. Może później będzie gotowy, chociaż myślałem wtedy, że nigdy go w życiu nie nauczę.

Na szczęście w czerwcu z pomocą przyszedł Borys….

Przyjechaliśmy pod blok autem, Mikołaj wybiegł na parking i zobaczył 4 letniego chłopaka z drugiej klatki, Borysa, jak jedzie na rowerku 4-kołowym. Podbiegł do niego, Borys wtedy stał i Mikołaj zaczął ciągnąć za kierownicę, najwyraźniej chcąc przejechać się na rowerku. Już miałem mu przypominać formułę jak coś od kogoś pożyczamy, ale wpadłem na inny pomysł.

„Mikołaj, to jest rower Borysa. Ty masz swój rowerek. Jak chcesz pojeździć na rowerku to wyciągniemy go z wózkowni. Mikołaj chcesz jechać na SWOIM rowerku?”

-Tak.

I wyciągnęliśmy. Mikołaj zasiadł na 2 kołowym rowerku i pewnie ruszył, a ja go asekurowałem z tyłu za pomocą drążka. Zgodnie z umową zrobiliśmy 2 okrążenia wokół bloku. Pomimo paru wywrotek, spodobało mu się. Na drugi dzień kułem żelazo póki gorące, 2 okrążenia ze wspomaganiem wokół bloku. I tak co drugi, trzeci dzień. I udało się. Po jakimś 7 razie. Na początku przejeżdżał po 2-3 metry, potem więcej i więcej. Pozwalałem mu także na wywrotki w płoty i inne przeszkody, żeby nauczył się uwagi przy jeździe. I z nauką dla Mikołaja. Jak w ten dzień jechał na za szybko na rowerze przez próg zwalniający, to mówiłem mu, że jak nie zwolni to się wywróci. No i wywrócił się. Oczywiście krzyku było co nie miara. Ale na drugi dzień przy tym samym progu zwalniającym, zwolnił i przejechał bez problemu.

Powracając do początkowego wątku. Mikołaj nauczył się jeździć na rowerze właśnie w okolicy dnia ojca i to był najpiękniejszy prezent od mojego syna. Pomijam splendor i szacunek w otoczeniu. I tu uwaga, w oczach ojców. Tak właśnie, bo drogie Panie w tym sfeminizowanym świecie, rolą ojca jest nauczyć dziecko jazdy na rowerze. Każdy ojciec to wie, albo powinien wiedzieć. Ci którzy tego dokonali, wiedzą o czym mówię. I dlatego wielu z nich patrzyło na mnie wzrokiem zachwytu, niektórzy wprost werbalnie o tym mówili, u wielu widziałem wspomnienie tych chwil gdy oni uczyli tego dzieci.

Parę dni temu mijając jednego ojca (oczywiście Mikołaj obok, a ja asekuruje go jeszcze niekiedy drążkiem, aby nie wjechał w omijanych ludzi) usłyszałem: „To są najpiękniejsze chwile w życiu ojca”

Zresztą zobaczcie sami