Wakacyjne atrakcje – Rewa i okolice (cz. 1)

IMG_0880 Morze, plaża, szum fal dla większości dzieci jest atrakcyjne a już szczególnie korzystne (ale już nie zawsze atrakcyjne) dla dzieci, które mają problemy z przetwarzaniem sensorycznym.

Dlatego staramy się co roku, o ile to możliwe spędzić wakacje nad morzem w małych turystycznych miejscowościach. W tym roku świetnie się złożyło, że turnus terapeutyczny został właśnie zorganizowany w Rewie (gmina Kosakowo ) http://rewa.org.pl/360/

Miejscowość mała, spokojna, piękna przyrodniczo z rezerwatami ornitologicznymi, a zarazem blisko na wycieczki do Gdyni, Gdańska i Sopotu.

Pensjonat Krystyna http://www.pensjonatkrystyna.pl/index2.php w którym mieszkaliśmy był bardzo blisko morza, dlatego w każdej wolnej przerwie między zajęciami mogliśmy wyskoczyć na plażę, a wieczorem Mikołaj na przejażdżkę na swoim rowerku.

W tym roku pogoda była w kratkę i w ciągu dnia potrafiła zmienić się jak w kalejdoskopie. Mieliśmy i słońce i deszcz i mżawkę i gwałtowną burzę, gdzie musieliśmy nagle niczego się nie spodziewając uciekać z plaży, a nawet gęstą mgłę, która pojawiła się nagle w ciągu dnia i nagle nic nie było widać, a my poruszaliśmy się jak w gęstej wacie cukrowej. Mikołaj znosił te zmiany nad wyraz spokojnie, może tylko był trochę zdziwiony.

Nigdy nie można było przewidzieć pogody dlatego staraliśmy się w bardziej niepewne pogodowo dni robić różne wycieczki.

Myślę, że kilka miejsc Mikołaj zapamiętał szczególnie: ZOO w Gdańsku-Oliwie, zwiedzanie promu Stena Line, samodzielne eksperymenty w „Eksperymencie” w Gdyni, „Akwarium” w Gdyni i ogromny plac zabaw Loopy’s World z kulkami  przeplotniami i innymi atrakcjami dla dzieci w Gdańsku.

W ZOO Mikołajowi tak się podobało, że byliśmy aż 2 razy. Teren oliwskiego zoo jest bardzo duży i przestronny. Zwierzęta mają bardzo dobre warunki, a zwiedzający świetny do nich dostęp. Mikołaj (tradycyjnie jak i w innych już ogrodach zoologicznych) dostał mapę zoo, którą przestudiował z Gosią, która była z nami i swoją mamą na wycieczce i wytyczył trasę zwiedzania:) Wiele zwierząt go interesowało np. słonie, żyrafy, hipopotamy, żubry, jeleniowate itp. Jednak największym zdziwieniem dla Mikołaja były pingwiny. Do tej pory na żywo ich jeszcze nie widział:)  W ZOO więc obowiązkowo musieliśmy kupić na pamiątkę koszulkę i kartkę z pingwinkami.

29 czerwca były dni otwarte promu Stena Line, więc postanowiliśmy go zwiedzić tym bardziej, że Miki już pierwszego dnia go wypatrzył w Porcie w Gdyni i nazwał go statkiem McMission-a. (akcja z Auta2).  Prom był ogromny, a zwiedzanie go niesamowite. W sterowni kapitana Mikołaja zadziwiła duża liczba komputerów i oczywiście chciał je dotknąć. Jak powiedziałam, że tutaj pracuje kapitan i tylko on może sterować statkiem za pomocą komputerów Mikołaj stwierdził, że on też chce zostać kapitanem:) Później, wielokrotnie wspominał zwiedzanie statku, a że przez port przejeżdzaliśmy często, to zawsze go wypatrywał i komentował na 2 sposoby:
1: Co robi McMission? (gdy stał w porcie)
2. Gdzie jest McMission? (gdy był w rejsie).
Oczywiście wielokrotnie nas namawiał, żebyśmy poszli na statek, ale dni otwarte były tylko raz. (cdn…)

[w kajucie]

[ciekawski George i nasz ciekawski]

[na pokładzie]

[kapitański mostek]

Wakacje z turnusem – Rewa 2012

IMG_0817 W tym roku chcieliśmy jechać z Mikołajem na zwykłe wakacje nad morze. Jednak sytuacja trochę się skomplikowała. Przede wszystkim z dietą Mikołaja (pojawiło się nowe uczulenie na pszenicę, a stare nadal były aktualne na kukurydzę, soję, owies, trochę na ryż, ziemniaki itd.) oraz kwestie naszych urlopów.

Po namyśle doszliśmy do wniosku, że wakacje z turnusem nad morzem w Rewie (organizator Centrum Twórczego Rozwoju Dziecka „Kleks” z Warszawy) na przełomie czerwca i lipca będzie dobrym rozwiązaniem.

Będziemy całą rodziną, dieta (wcześniej ustalona) będzie dla Mikołaja zapewniona, będą inne dzieci,  oraz terapeuci, którzy znają już Mikołaja z poprzednich turnusów.

W czerwcu, Miki na wakacje nad morzem nie mógł się już doczekać. W kalendarzu odliczał dni do wyjazdu, a na mapie Polski z tatą rysowali trasę przejazdu nad morze. Był świadomy gdzie jedzie, którędy i co chce ze sobą zabrać. W sobotę – w dzień wyjazdu spakował swoje ulubione autka do garażu, swoje książki i gazetki (a tata zapakował mu rowerek na dach samochodu) i był gotowy na całonocną wyprawę autem nad morze 🙂

Na turnusie Miki naszym zadaniem świetnie funkcjonował. Pokój nr 8 w pensjonacie „Krystyna” zaakceptował od razu, z jedzeniem na stołówce nie było żadnych problemów, bunty na zajęciach terapeutycznych prawie minimalne. To, że Miki był bardzo grzeczny zauważyli wszyscy i terapeuci i rodzice, którzy pamiętali jego i nasze za nim „biegi” z poprzednich turnusów. Siedział grzecznie przy stole, można go było już przy nim samego zostawić, na spacerach, wyjściach puścić w końcu jego rękę i kierować go tylko słownie. Samodzielnie jeździł też już na rowerze z małą kontrolą słowną ze strony taty:)


Na turnusie zajęcia terapeutyczne były bardzo dobrze rozplanowane, ponieważ były w zależności od dnia albo przed albo po południu, więc mieliśmy czas i na plażę i na dłuższe wycieczki.

Z zajęć terapeutycznych w tym roku najbardziej podobały się Mikołajowi (a według nas były bardzo dla niego cenne rozwojowo) zajęcia grupowe – muzyczne z Panią Patrycją oraz MRK z Panią Magdą i Patrycją oraz masaż z Jackiem (nazwanym przez 3,5 letnią Gosię, –  Panam Masażykiem:)

Ciekawą terapią było zaproponowanie dzieciom na turnusie przez Renatę Radomską terapeutycznego słuchania (www.terapeutycznesluchanie.pl), które nadal kontynuujemy po przyjeździe do Krakowa.

Inne terapie w których uczestniczył Mikołaj na turnusie to: terapia logopedyczna, pedagogiczna, SI, terapia ręki, hipoterapia i dogoterapia. Miło było posłuchać pod drzwiami logopedy potoki zdań w obu stron i świetnie współpracującego Mikołaja.

Turnus bardzo nam się podobał zarówno pod względem terapeutycznym, organizacyjnym jak i lokalizacji.

I Mikołaj i my odpoczęliśmy od codziennych obowiązków. A Mikołaj nabrał nowej energii i chęci do nauki i pracy na zajęciach terapeutycznych. W domu chętnie śpiewa piosenki i bawi się w zabawy z turnusu 🙂 Kontynuujemy też jego przyjaźnie z dziećmi z turnusu: Gosią i Markiem. Było bardzo fajnie, a dla Mikołaja szczególnie korzystnie pod kątem jego rozwoju społecznego i kontaktów w zabawie z innymi dziećmi. W obecnej chwili położenie nacisku na rozwój społeczny Mikołaja z punktu widzenia jego przyszłego funkcjonowania w „zerówce”, a później szkole jest dla niego najważniejszy.

Duma taty

rowerekMZTo miał być wpis na Dzień Ojca, ale 23 czerwca już dawno za nami…

Na dzień ojca dostałem najwspanialszy prezent jaki sobie może ojciec dziecka wymarzyć. Mikołaj nauczył się jeździć na rowerze na 2 (dwóch) kółkach. Więcej, jest zachwycony nowa umiejętnością. No, ale od początku.

Nasza przygoda z rowerem zaczęła się w czerwcu 2010, kiedy zakupiliśmy Mikołajowi rower. Mikołaj nie chciał jeździć wogóle na 4 (czterech) kółkach. Nie interesowało go ani kręcenie pedałami, ani jazda na rowerze. No, ale nauczyć jazdy na rowerze Mikołaja chcieliśmy z podstawowego powodu. Mikołaj powinien opanować tą czynność aby nie odstawać od jeżdżących chłopaków w jego wieku, nie wspominając o aspektach ćwiczenia równowagi, motoryki, integracji sensorycznej, itd. Nie było łatwo. Uczyliśmy go z Anią w dwoje. Ja trzymałem z tyłu drążek aby popychać rower, a Ania przytrzymując mu stopy, pedałowała z nim. Po tygodniu na tyle, ruch nogami wszedł mu w krew, że na placu boju zostałem ja i Mikołaj. Ponieważ nóżki były słabe, trzeba było go nieraz popychać. To co Mikołaja przekonało do jazdy na rowerze (jeszcze wtedy na 4 kółkach), to to, że poczuł że może decydować gdzie jedzie i że przestrzeń którą może eksplorować jest znacznie większa. Szybko więc zakupiłem bagażnik na dach samochodu i teraz na spacery rower jechał na dachu, a po dojechaniu na miejsce docelowe, np. park AWF lub Park Jordana, Mikołaj wykorzystywał rower do przemieszczania się z palcu zabaw na plac zabaw. Rower pojechał nawet na wakacje nad morze do Sztutowa, aby „dobrą passę” podtrzymać.

Po wakacjach 2010 Mikołaj już swobodnie i zadowoleniem jeździł na rowerze. I w 2011 również rower często nam towarzyszył. Do jesieni…..

Mikołaj miał już 5 lat skończone i sąsiad widząc mnie i jadącego Mikołaja na 4 kółkach powiedział nie mniej ni więcej. „Sąsiad, przecież to już duży chłopak, trzeba odpiąć boczne kółka”.

NO właśnie. No i odpiąłem. Chociaż już wcześniej, myślałem, że nauczenie Mikołaja jazdy na 2 kółkach to „Mission Impossible”, wiedziałem, że już czas podjąć to wyzwanie. Tamtej jesieni byliśmy na rowerze jeszcze tylko dwa razy. Mikołaj krzyczał, że „nie chce jeździć na rowerku”. Trudno mu było utrzymać równowagę, wywracał się mimo wsparcia z mojej strony. Mikołaj miał dziwny nawyk z jazdy na 4 kółkach gibania się w lewo i prawo, co mu przeszkadzało utrzymać równowagę. Totalnie nic nie szło. I ja i on byliśmy tak zdenerwowani nową sytuacją, że poziom nerwów i frustracji sięgał zenitu. Do tego stopnia, że raz Mikołaj rzucił rower, oznajmił że nie będzie jeździł na rowerze i idzie do domu. I poszedł. Na wiosnę 2012, było tak samo, a nawet gorzej. Po 3-4 próbach odpuściłem. Pomyślałem że przeczekam. Może później będzie gotowy, chociaż myślałem wtedy, że nigdy go w życiu nie nauczę.

Na szczęście w czerwcu z pomocą przyszedł Borys….

Przyjechaliśmy pod blok autem, Mikołaj wybiegł na parking i zobaczył 4 letniego chłopaka z drugiej klatki, Borysa, jak jedzie na rowerku 4-kołowym. Podbiegł do niego, Borys wtedy stał i Mikołaj zaczął ciągnąć za kierownicę, najwyraźniej chcąc przejechać się na rowerku. Już miałem mu przypominać formułę jak coś od kogoś pożyczamy, ale wpadłem na inny pomysł.

„Mikołaj, to jest rower Borysa. Ty masz swój rowerek. Jak chcesz pojeździć na rowerku to wyciągniemy go z wózkowni. Mikołaj chcesz jechać na SWOIM rowerku?”

-Tak.

I wyciągnęliśmy. Mikołaj zasiadł na 2 kołowym rowerku i pewnie ruszył, a ja go asekurowałem z tyłu za pomocą drążka. Zgodnie z umową zrobiliśmy 2 okrążenia wokół bloku. Pomimo paru wywrotek, spodobało mu się. Na drugi dzień kułem żelazo póki gorące, 2 okrążenia ze wspomaganiem wokół bloku. I tak co drugi, trzeci dzień. I udało się. Po jakimś 7 razie. Na początku przejeżdżał po 2-3 metry, potem więcej i więcej. Pozwalałem mu także na wywrotki w płoty i inne przeszkody, żeby nauczył się uwagi przy jeździe. I z nauką dla Mikołaja. Jak w ten dzień jechał na za szybko na rowerze przez próg zwalniający, to mówiłem mu, że jak nie zwolni to się wywróci. No i wywrócił się. Oczywiście krzyku było co nie miara. Ale na drugi dzień przy tym samym progu zwalniającym, zwolnił i przejechał bez problemu.

Powracając do początkowego wątku. Mikołaj nauczył się jeździć na rowerze właśnie w okolicy dnia ojca i to był najpiękniejszy prezent od mojego syna. Pomijam splendor i szacunek w otoczeniu. I tu uwaga, w oczach ojców. Tak właśnie, bo drogie Panie w tym sfeminizowanym świecie, rolą ojca jest nauczyć dziecko jazdy na rowerze. Każdy ojciec to wie, albo powinien wiedzieć. Ci którzy tego dokonali, wiedzą o czym mówię. I dlatego wielu z nich patrzyło na mnie wzrokiem zachwytu, niektórzy wprost werbalnie o tym mówili, u wielu widziałem wspomnienie tych chwil gdy oni uczyli tego dzieci.

Parę dni temu mijając jednego ojca (oczywiście Mikołaj obok, a ja asekuruje go jeszcze niekiedy drążkiem, aby nie wjechał w omijanych ludzi) usłyszałem: „To są najpiękniejsze chwile w życiu ojca”

Zresztą zobaczcie sami